Poezja partyzancka

Waldemar Podworski – Weteranom z Wykusu

Uroczysko las jodłowy,
Strumyk szemrze swoją mową,
W ciepły, rześki dzień czerwcowy
Stoi starzec z siwą głową.
Zamyślony, smutnym wzrokiem
Na kapliczkę patrzy białą.
Usta szepcą, łza pod okiem,
Kwiatów ma wiązankę białą
A w kapliczce Matka Boska
Panią z Wykusu nazwana.
Z twarzy bije wielka troska
W sercu miłość nieprzebrana.
To Ona w czasie wielkiej próby,
Kiedy karabin był bratem,
Naród chroniła od zguby,
Gdy Hitler Polski był katem.
Bogu w modlitwie oddaje
Swych komendantów, żołnierzy.
Miejsce to świętym się zdaje,
Wszak jego dowódca tu leży.
Wspomina czyny, ich twarze
I bohaterstwo z lat wojny,
Gdy życie składali w darze
Dla Polski w czas niespokojny
Niewielu z nich doczekało
Czasu wolności, spokoju,
A którym się nie udało,
Niech spoczywają w pokoju.
Nadzieję pokłada w Bogu,
Że kiedy dojdzie do celu,
Będzie mógł stanąć w szeregu
Na ich ostatnim apelu.

Zbigniew Domański-Kłoptowski – por. „Doman” – „Na wykusie”

Kapliczka odbija się biała
Od zielonego tła lasu
I wiecznie tu będzie stała
Na chwałę minionych czasów.
Dostojna wkrąg dzwoni cisza
I orły strzegą jej stale.
Tylko wiatr drzewa kołysze
By szumy niosły się dalej.
– O czym szumicie nam jodły?
– O czym szepczcie wy brzozy?
– Może to wasze są modły,
Za tych co padli w dniach grozy?
My drzewa wołamy swym szumem
Dopóki życia nam stanie.
Wyryty w Kamieniu niech powie
Czarną literą pseuda,
Że każdy wyraz to człowiek,
Co w walce legł tu po trudach.
Który użyźni te ziemie
Krwią swą serdeczną, gorącą
Aby wyrosło z niej plemię
Na chwałę nieprzemijającą
Oni tu w lasach kieleckich
Byś ty dziś mógł żyć – polegli
Byś przeżył faszyzm niemiecki
Byś w Polsce żył niepodległej
Testament głosimy w swym szumie
Do ciebie przechodniu, do ciebie
„Pracuj najlepiej jak umiesz
Dla Polski, za nich i za siebie.”

Kolęda – Nad Wykusem gwiazda świeci

Hen, wysoko nad Wykusem
Świeci gwiazda promienista,
W biednym żłóbku Dieciąteczko
Urodziła Panna Czysta.

Już w Wąchocku biją dzwony,
Światła błyszczą za oknami,
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Obudźcie się „Ponuracy”,
Bo radosna to nowina,
Nie marudźcie przed domami,
Idźcie, by powitać Syna.

Jak kto może, niechaj śpieszy
Czy piechotą, czy saniami,
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Za te lata poniewierki
Pan Was hojnie wynagrodził,
Że pozwolił, by się w lesie
Jego święty Syn narodził.

Śnieżną nocą przy kapliczce,
Na mchu suchym pod jodłami,
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Stańcie razem koło żłóbka,
Aby uczcić noc dzisiejszą.
Zaśpiewajcie Dzieciąteczku
Z polskich kolęd najpiękniejszą.

Te, coście już jako dzieci
Powtarzali za ojcami,
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Z głębi serca wszyscy razem
Tylko głośno, tylko z siłą
„Podnieś rękę, Boże Dziecię,
Błogosław Ojczyznę miłą”

I będziemy tam szczęśliwi,
Niemal równi z aniołami,
A Słowo Ciałem się stało
I mieszkało między nami.

Iwona Krzepkowska-Bułat – Żołnierze Armii Krajowej

Nie powiewały sztandary, nie grały surmy bojowe,
Gdy wyruszali do boju żołnierze Armii Krajowej.
Choć nie nosili mundurów, nie mieli czołgów, ni armat
Do walki nierównej stanęli, jako podziemna armia.
Walczyli podstępnie, z ukrycia, mszcząc się za krzywdy doznane
I nawet za cenę życia chcąc zerwać niewoli kajdany.
A krwi nie żałowali i śmierć też mieli za nic
Rzucali na stos swe życie, niby kamienie na szaniec.
A dzisiaj, ci co zostali, żyją już tylko wspomnieniem
Lat tamtych walki krwawej żywe historii cienie.
Kiedyż to wszystko minęło? Niedawno byli tak młodzi.
A teraz już wielu odeszło, im także czas wkrótce odchodzić.

Czy młode pokolenie doceni ich czyny chwalebne?
Nie jeden wszak dzisiaj pyta: „komu to było potrzebne?
Po co wciąż o tym wspominać?
Przecież to wszystko nas nudzi.
To temat dla historyków, nie dla zwyczajnych ludzi.”
Nie da się nigdy wymazać z pamięci tamtych wspomnień.
Choć tyle lat już minęło, niech pamięć wiecznie trwa
O Bohaterach Podziemia, dawnych żołnierzach AK.

Iwona Krzepkowska-Bułat – Po co Wam to było Chłopcy?

Po bezdrożach, przez lasy, moczary
Leśnych chłopców szły oddziały szare
W zimnym wietrze, w deszczu,
ciemną nocą

Po co wam to chłopcy było, po co?

Poprzez pola, zaśnieżone drogi.
Na nierówną walkę, na bój z wrogiem.
Karabiny w przemarzniętych rękach

Po co wam to chłopcy było, po co?

Utrudzeni, głodni i spragnieni
Gdzieś wśród lasu siadali na ziemi
I śpiewali pieśni przy ognisku

Po co wam to chłopcy było, po co?

W mróz i w upał, czy to w dzień,
czy w nocy
Wędrowali patrząc śmierci w oczy
Wielu życiem młodym zapłaciło

Po co wam to chłopcy było, po co?

Umierali z ran w straszliwej męce,
Padł nie jeden, by nie powstać więcej,
Biały krzyż pozostał nad mogiłą

Po co, chłopcy? … Bo tak trzeba było!

Zbigniew Kabata „Bobo” – Sztafeta

Czaka mieli wysokie, koliste,
mundury o żółtych epoletach.
Na czakach lśniły orły srebrzyste,
a słońce im lśniło na bagnetach.

W dym kartaczy szli ławą na wroga,
nie żałując ni życia ni męki,
i ciernista zawiodła ich droga
od Grochowa aż do Ostrołęki.

Nim ostatni żołnierz Listopada
przed niebiańskie zgłosił się ołtarze,
już z dwururki się składa
kryjak Stycznia w wytartej czamarze.

Rzucił dom i rodzinę i wszystko
w beznadziejnym do wolności biegu.
Na styczniowych zmagań bojowisku
krwawe ślady zostawił na śniegu.

Nim ostatni powstaniec styczniowy
przed tron odszedł meldować się boski,
walkę podjął strzelec legionowy,
z Oleandrów buntownik krakowski.

Ruszył w Polskę strzelec zuchowaty
zdobyć to co „obca przemoc wzięła”.
Na wielki bój grały mu armaty…
i stał się cud – „jeszcze nie zginęła”!

Wyrosły hufce jak smocze zęby,
odparły falę nawały wrażej,
wolnego kraju dźwignęły zręby
i na granicach zatknęły straże.

Kazimierz Wierzyński – Na rozwiązanie Armii Krajowej

Za dywizję wołyńską, nie kwiaty i wianki –
Szubienica w Lublinie. Ojczyste Majdanki.

Za sygnał na północy, bój pod Nowogródkiem –
Długi urlop w więzieniu. Długi i ze skutkiem.

Za bój o naszą Rossę, Ostrą Bramę, Wilno –
Sucha gałąź lub zsyłka na rozpacz bezsilną.

Za dnie i noce śmierci, za lata udręki –
Taniec w kółko: raz w oczy a drugi raz w szczęki.

Za wsie spalone, bitwy, gdzie chłopska szła czeladź –
List gończy, tropicielski: dopaść i rozstrzelać!

Za mosty wysadzone z ręki robotniczej –
Węszyć gdzie kto się ukrył, psy spuścić ze smyczy.

Za wyroki na katów, za celny strzał Krysta –
Jeden wyrok: do tiurmy. Dla wszystkich. Do czysta!.

Za Warszawę, Warszawę, powstańcze zachcianki –
Specjalny odział śledczy:  „przyłożyć do ścianki”.

Zwinąć chorągiew z masztu. Krepą jest zasnuta
Za dywizję Rataja, Okrzei. Traugutta.

Pociąć sztandar w kawałki. Rozdać śród żołnierzy,
Na drogę, niech go wezmą. Na sercu niech leży.

Zbigniew Kabata „Bobo” – Armia Krajowa

Tak wiele czasu spędziłem w pogoni
za tym jednym słowem, które by gruchnęło
pieśnią ogromną, jak ten dzwon co dzwoni
na śmierć, na życie, na bojowe dzieło.

Słowa szukałem, które by strzaskało
płyty kamienne zapomnianych grobów,
niechciane prawdy spod nich by wyrwało
i w piersi nimi walnęło jak obuch.

Dwa takie słowa znalazłem -jak hasło
nimbem okryte złotej aureoli,
słowa jak światło, co nigdy nie zgasło
i oczy ślepi i cieszy i boli.

Być może zabrzmią dla innych inaczej
te dwa najprostsze, najzwyklejsze słowa.
Ja nimi czyny nieśmiertelne znaczę.
Słuchajcie, ludzie – to ARMIA KRAJOWA!

l nic już więcej wyrzec nie potrafię,
i nic już więcej powiedzieć nie trzeba,
choć nimi w serca na ziemi nie trafię,
wiem, że odlecę do samego nieba.

Henryka Żelazko „Emilia” –  Litania Świętokrzyska

Najświętsza Pani w czerwonej zapasce
Idąca pośród pól kwietnych wonnymi miedzami,
Módl się za nami.

Matko prawdziwa, która co dnia idziesz
Poprzez puszczę jodłową powstańców śladami,
Módl się za nami.

Matko Chrystusowa zadumana w obozie Langiewicza
Nad tragicznymi Polski losami,
Módl się za nami.

Hubalowa patronko prowadząca ułanów
Po wolną Polskę leśnymi duktami,
Módl się za nami.

Pani Ostrobramska trwająca z majorem „Tumrym” na mińskiej reducie,
Z samotnymi jak Chrystus jego żołnierzami,
Módl się za nami.

Gwiazdo zaranna świecąca nadzieją
Nad chatą „Ponurego” i Janowicami,
Módl się za nami.

Królowo męczenników polskich,
Skropionymi oczu Twych łzami,
Módl się za nami.

Matko łaski Bożej z obozu „Ponurego”
Wsłuchana w Pieśń jodłową płynącą borami,
Módl się za nami.

Matko najśliczniejsza pochylona z żałością
Nad „Zjawy” zwłokami.
Módl się za nami.

Panno łaskawa dla Twych wiernych synów
Z ziemi krwią przesiąkniętej i gorzkimi łzami,
Módl się za nami.

Matko bolesna zamykająca oczy „Ponuremu”
W śmiertelnej męce pod Jewłaszami,
Módl się za nami.

Pocieszycielko strapionych, przenieś prochy „Ponurego”
Tylko sobie znanymi, Boskimi drogami, nasza Nadziejo,
Módl się za nami.

Wiesz, Maryjo, jak były sercu jego bliskie
Najpiękniejsze ze wszystkich Góry Świętokrzyskie.
Dziś tu Ciebie prosimy serc naszych głosami

Matko Gór Świętokrzyskich,
Módl się za nami. 

Zbigniew Kabata „Bobo” – A jeżeli padnę

A jeżeli padnę od kuli,
pokłońcie się mojej matuli…
Padł od kuli, a słońce wieczorem
zorzę krwawą zażegło nad borem.
Zakrwawione paprocie spod głowy
rozpostarły się w całun grobowy.

Długie lata kłamliwe milczenie
wyklinało w nicość leśne cienie.
Długie lata serdecznej udręki
grały echem partyzanckiej piosenki.

Choć na drodze dmie wichura…
Idzie lasem trup piechura.

Kurtka na nim z mgieł sinych utkana,
piszczelami podparte kolana,
strupieszałych pięć palców się zwiera
na uchwycie zbutwiałego szmajsera.

Idzie zaginione pokolenie,
cierpki żal, niedobite sumienie.
Idą w las co księżycem się złoci,
gdzie zakrwawiony kwitnie kwiat paproci.

Rozsypały się rosy po łące.
Rozszumiały się wierzby płaczące…

Zbigniew Kabata „Bobo” – Armio Krajowa

Rdzą nam dola na lufach osiadła
w krzywe patrzeć kazała zwierciadła,
wiodła szlakiem dobrym i złym.

Napełniliśmy groby koślawe,
a piosence oddaliśmy sławę,
po polach rozwłóczył ją dym.

Niepotrzebnym i nieuznawanym,
tym najbliższym i tym zapomnianym
mój ubogi ofiarują rym.

Byłaś dla nas radością i dumą,
jak stal prężna, jak żywioł surowa,
ustom – pieśnią, sercu – krwawą łuną,

Armio Krajowa.

Zimny ogień, granat pod podłogę,
łańcuch co dzień spajany od nowa,
zbrojne kroki nocą leśną drogą,

Armio Krajowa.

W bohaterów prowadziłaś ślady
naród zwarty jak grupa szturmowa,
aż spłynęłaś krwią na barykady,

Armio Krajowa.

Nie rabaty, nie barwy mundurów,
nie orderu wstęga purpurowa,
ale skowyt i krew spod pazurów,

Armio Krajowa.

Choć nagrodą było Ci wygnanie
kula w plecy, cela betonowa.
Co się stało nigdy nie odstanie

Armio Krajowa.

Nas nie stanie, lecz Ty nie zaginiesz.
Pieśń Cię weźmie, legenda przechowa.
Wichrem chwały w historię popłyniesz,

Armio Krajowa. 

Zbigniew Kabata „Bobo” – Do młodych

Piszę ten list do młodych
panienek i chłopaków
w imieniu pokolenia
wykończonych wapniaków,

w imieniu pokolenia
skapcaniałych ramoli,
które nic nie rozumie
tylko stale biadoli

i na dzisiaj narzeka
i na wczoraj spogląda,
co na karku mu wisi
niby garby wielbłąda,

które wciąż ma wam za złe,
które was krytykuje,
teraźniejszość odrzuca
i przeszłego żałuje.

Takie wasze jest zdanie,
tak na nich spoglądacie,
taką właśnie opinię
o tych wapniakach macie.

Lecz pamiętajcie mili,
że lata wartko płyną,
że dni waszej młodości
bezpowrotnie przeminą zanim się obejrzycie.

Z osłupiałym zdumieniem
staniecie się następnym
wapniaków pokoleniem
i zaczniecie wstecz patrzeć.

I co tam zobaczycie?
Co godnego pamięci
pozostawi wam życie?

Ci z którychście szydzili
pamiętają dni krwawe
i ofiary i boje
i męczarnie i sławę,

dni w których każdy musiał
dokonywać wyboru
między dobrem prywatnym
i wymogiem honoru,

dni z których każdy dla nich
oczywisty miał związek
z pojęciami jak służba,
lojalność, obowiązek

i oddanie – do śmierci.
To wszystko pozostało
i dla waszych wapniaków
bezczasowym się stało.

Ciekawym, moi drodzy,
jakie wczoraj zostanie
po waszych dniach dzisiejszych,
gdy przeszłością się stanie?

Czy potraficie spojrzeć
z choć odrobiną dumy
na przeszłość, gdy was najdzie
w szarych chwilach zadumy?

Może wtedy ujrzycie
tych wczorajszych wapniaków,
te wczorajsze bojowe
panienki i chłopaków w lustrze własnej przeszłości.

Przed oczyma wam stanie
dla was raczej ujemne
historyczne równanie,
gdy palcami was wytknie następna młoda fala.

Zrozumiecie, za późno,
z perspektywy, z oddala,
że są sprawy ważniejsze
niż bilanse bankowe.

Może wtedy przed nami
Cicho schylicie głowę. 

Zbigniew Kabata „Bobo” – Mój kraj

Mój kraj miał granice swoje w sercach ludzi,
przemocą wykreślone z politycznej mapy.
Mój kraj, pod szponami bezlitosnej łapy
umierał, żył, walczył, zrywał się i trudził.

W moim kraju nie zawsze wystarczało chleba,
a w chlebaku nie zawsze starczało naboi.
W moim kraju nie liczył się ten co się boi,
tylko ten, który umrzeć potrafił jak trzeba.

W moim kraju najprostszą chadzało się drogą,
choć jej koniec uciekał poza mgłę przyszłości,
bo ideał kobiercem pod stopy się mościł
i dyktował pieśń ustom i sprężystość nogom.

Krocie lat przeleciały, ptaki na wyraju.
Obce drogi krok trudzą pod nieswoim niebem.
Gdzie cię szukać, mój kraju z twoim gorzkim chlebem,
mój niesforny, uparty, mój jedyny kraju?

Burze ścichły, opadła kurzawa zawiei.
Nowe zręby wzniesiono i nowe powały.
Nowe życie, w myśl nowej płynące uchwały,
szuka nowych sygnałów i nowych nadziei.

Są granice, są flagi, polityczne ciało.
Ale myśl, kornik-drukarz, po nocach mnie budzi:
Jak mi ciebie, odnaleźć znowu w sercach ludzi,
kraju, za który umrzeć tak łatwo bywało?

 Zbigniew Kabata „Bobo” – Tak bardzo tego pragnę

Tak bardzo tego pragnę ażeby moje słowa,
ażeby wiersz choć jeden, ktoś w pamięci zachował
w dalekim moim Kraju, w moim Kraju dalekim
ażeby go powtórzył, kiedy zamknę powieki,
kiedy na zawsze zasnę w gościnnej obcej ziemi.

Tak bardzo tego pragnę, aby słowami mymi
ktoś do życia przywołał, choćby na okamgnienie,
w historię odchodzące wojenne pokolenie,
pokolenie Kolumbów, pokolenie bojowców,
za nawias wyrzucone pokolenie akowców.

Nie aby mnie, z nazwiska, ktoś w pamięci zachował,
chcę by mymi słowami wołał: ARMIO KRAJOWA!
Chcę aby z moich zgłosek pieśń wykrzesał jak diament,
tęczą w słońcu błyszczący nasz akowski testament.

Ale najbardziej chciałbym, aby mymi słowami
wyśpiewał chwalę tamtych, którzy nie mogą sami
krzywdy swojej dochodzić, których zmurszałe kości
nie zapłaty żądają tylko sprawiedliwości.

Chcę, by stalą hartowną moje słowa się stały
aby z serc skamieniałych ogień święty krzesały
I aby nikt nie wiedział, skąd te słowa przybyły
i aby drogi nie szukał do mej dalekiej mogiły.

Chcę, cóż z tego, wiem jednak: tak się nigdy nie stanie.
Chęci siły nie mają, chęci zawsze są tanie.
Oparem są porannym słabiutkie moje słowa.
Przewieją snem jesiennym i nikt ich nie przechowa.

A jednak – mimo wszystko – nie daję milknąć słowom
i wiążę je koślawą, kanciastą moją mową
I chociaż czuję oddech idącej Wielkiej Ciszy
wołania nie przestanę. Może mnie kto usłyszy.

Andrzej Gawroński – Weteranom z oddziału „Ponurego”

Dziś nie dla nich schylone sztandary,
Nie dla nich „prezentuj broń”!
Nie dla nich Virtuti Militari,
Tylko szron, co bieli im skroń.

Tylko pamięć tych nocy, tych dni,
Kiedy w brudnych koszulach, strudzeni,
Zmordowani, krok za krokiem szli
Na swych barkach taszcząc erkaemy.

Oni przecież walczyli nie o to,
By brać udział w zasług targowisku:
Ich był las i kamienie, i błoto,
Ich był dym i wszy, i ognisko.

Ich to była nadzieja, nadzieja,
Co czekała w zimowych zawiejach.
Ich to była tęsknota, tęsknota
Co ich gryzła w rozmokłych namiotach…

A gdy strzały umilkły nareszcie,
Nikt im laurów nie kładł na głowy,
nikt kwiatami nie witał ich w mieście,
Nie przygrywał im hymn narodowy…

Kajać im się kazali po sądach
I za własną tłumaczyć się krew,
Jak psy kryć się musieli po kątach
W piersiach tłumiąc rozterkę i gniew.

Czy się kiedyś zagoi ta blizna,
Co goreje jak krwawe łuczywo?
Czy się wreszcie zdobędzie Ojczyzna,
By uznaniem odpłacić za miłość?

I czy kiedyś ten moment nadejdzie,
Gdy się przez megafony, ekrany
I przez szpalty dzienników dowiecie,
Że nie został wasz trud zapomniany?

Wasza wiara, co kłamać nie umie,
Wasza moc, która dała wam czyny,
I wspomnienie, co pachnie w albumie
Zasuszone gałązką jedliny…

Stanisław Baliński – Polskie lasy

Gdybyście mówić chciały,
lasy zielone, polskie,
gdybyście mówić umiały,
Bory Tucholskie,
Puszczo Jodłowa,
Kampinosie,
Zamojszczyzno – niosłyby się po rosie
salwy w waszych słowach ci szept ostatni:

„Dla Ciebie, Ojczyzno…”.

Drgałyby wasze drzewa,
jak napięte struny,
nutą partyzanckich pieśni,
komendą: „Lewa”,
grzmotem, jakby waliły pioruny,
jękiem, co niósł się boleśnie
w daleką, rodzinną stronę,
gdzie ściany zostały swojskie.

Lasy zielone, polskie,
niech się wasz liść kołysze
nad tysiącami miejsc, gdzie wrzos
ma barwę inną – już na zawsze.

Otulcie partyzancki los
w dywany liści najłaskawsze,
opatrzcie watą miękkich mchów,
otoczcie tchnieniem zielnej woni,
i choć nie znacie naszych słów
nućcie tym, którzy wśród ustroni
waszych zostali – piosenkę cichą
także i od nas, po wsze czasy.

Lasy zielone. Polskie lasy.

Stanisław Baliński – Polska Podziemna

Moją ojczyzną jest Polska Podziemna,
Walcząca w mroku, samotna i ciemna,
Moim powietrzem jest wicher bez nieba,
Moim pokarmem jest krew w garści chleba,
A moim światłem, co płonie z daleka,
Jest nasze prawo i prawo człowieka.

Może mnie dławić ten bunt wiecznie żywy,
Ale bez niego nie będę szczęśliwy,
Mogę uciekać przed zmagań żałobą,
Ale już nigdy nie ujdę przed sobą.
Wśród wielu ojczyzn, co płyną w mgle cudnej,
Ja chcę tej jednej, tej wolnej, tej trudnej.

Cóż mi po wszystkich słońcach tego świata,
Jeżeli światło zaciemnia mi krata.
Cóż mi po wszystkich urokach tej ziemi,
Jeśli mi serce pchnięto do podziemi.
O bracia moi, a kto bez wolności,
niech w ciemności idzie i walczy w ciemności.

Moją ojczyzną jest Polska Podziemna,
Walcząca w mroku, samotna i ciemna,
czy tam, czy tutaj, to jedno nas łączy,
Nurt nieśmiertelny, co we krwi się sączy
I każe sercu taką moc natężyć,
Że wbrew rozumom musimy zwyciężyć.

Jan Baliński – ps „Kruk” – Matka z Wykusu

Matko Bolesna z Wykusu,
Łzy Ci spływają po twarzy,
Bo tylu padło Akowskich wiarusów,
Gdy szalał gwałt tu wraży!

Bolesna Matko zasmucona,
Serce przeszywa Ci miecz:
Niejedna wieś tu spalona,
Przy drogach skrwawionych mlecz,
Zabite dzieci, Matki i ojcowie,

Gdzie chaty, tam pogorzeliska!…

Któż Twój ból, Matko, wypowie,
I to cierpienie, co łzy Ci wyciska!…
Jednak jest w Twoim wizerunku
Także znak Polski Walczącej –
Kotwica, symbol ratunku
I ofiarności gorącej,

A z Twojego serca, o Matko Boża,
Biją jasne promienie łask –
I z nich jest nadziei zorza,
Wolności brzask!…

Matko z Wykusu Bolesna,
Choć łzy Ci płyną na twarzy,
Bo boleść tu była bezkresna,
To jednak z serca się żarzy

Promienność Twojej opieki,
nagrody za walki trud!

Daj nam szczęśliwsze wieki!
Wspieraj swój lud!…

Halina Glogowska – Komendantowi „Nurtowi”

Dziś o Nurcie śpiewać chcę pieśń
O jego bohaterskich czynach
O odwadze,
Której nigdy nie brakło

I o śmierci
Z dala od bliskich
Na obcej, londyńskiej ziemi
Tam, gdzie nie szumi Las Świętokrzyski.

Komendancie!

Byłeś wzorem odwagi i ostrożności.
Dbałeś o wojsko,
O swych chłopców z lasu,
Lecz na życie osobiste
Wciąż brakowało ci czasu.

Przez piekło wojny
Na bój wiodłeś zastępy żołnierzy,
Nie szafując bez potrzeby
Ich życiem i zdrowiem.
Nocne marsze,
Częsta zmiana miejsc postoju
To twoja ulubiona taktyka boju.

Zwalczałeś bandytyzm i rabunek,
Tępiłeś uległość wobec okupanta,
A w marzeniach mówiłeś czasami:

„Przyjdzie chwila,
Kiedy wyjdziemy z cienia jodeł
Do wsi i miast
I cała Polska będzie wtedy
Dla nas lasem”.

Nie doczekałeś tej chwili.
Los rzucił się daleko
Na londyńską ziemię.
W samotności upływały lata i godziny
Wśród garstki przyjaciół.
Bez własnej, prawdziwej rodziny.

Tam odszedłeś na wieczną wartę.
Lecz pamięć o tobie nie zgaśnie,
Bo twe serce i dobroć
Przykładem dla nas świecą.
I uczą jak dbać o godność człowieczą.

Bądź patronem tej szkoły,
Co u podnóża Świętokrzyskich stoi Gór
Niech sosnowy wiecznie gra bór

„Tyś patron nasz,
Tyś patron nasz
W naszych sercach
Dom prawdziwy masz”

 Andrzej Gawroński – Na powrót „Ponurego”

Wróciłeś, Komendancie. Wróciłeś krokami olbrzyma,
Jodły się prężą na baczność, salwami huczy las;
Sława, sława żelazna lśni słońcem na karabinach.
Dziś zatrzymały sie gwiazdy. Dzisiaj zatrzymał się czas.
Szarpali pamięć po tobie, w żółci zaciekłej bezsile,
Szarpali ciebie gdy żyłeś, szarpali ciebie gdyś padł,
Szarpali ciebie gdyś leżał tam, w wawiórkowskiej mogile
A krzyż Virtuti przeświecał przez ziemi mokry szmat.
W ten ranek październikowy twój głos bił seriami peemów
Gdy słońce twarz odwracało na zdradę, przemoc i gwałt;
A potem zabrał cię rozkaz i żołnierz pytał się „czemu”?
Na śmierć poszedłeś. A sława? Na zawsze będziesz ją miał.
Milkną szepty zatrute. Ciemności dni policzone.
I knowania karłów w zaułkach. Szakalom braknie kłów …
„Pozdrówcie Góry Świętokrzyskie” – ostatnie twe słowa przed zgonem.

Cóż warta cała zawiść wobec tych kilku słów?
Czas wziąć co się święcie należy, w siłę obrócić marzenia,
Spuszczoną podnieść przyłbicę, potępić brudną złość,
Czas zatknąć prawdziwe sztandary na szańcach ludzkiego sumienia,
Czas zagrać w otwarte karty i czas powiedzieć „dość!”

O jodły, jodły pachnące, rozszumcie wiatru kołyskę,
Snujcie bajkę o chłopcu tym, co o szabli śnił.
Oto powraca do was bohater Gór Świętokrzyskich,
Jan Piwnik, syn waszej ziemi, co zginął tak, jak żył.
Nikt nie odbierze tej chwili, nikt dumy w sercach nie zdusi
Choć partyzanckich ramion nie kryje żołnierski płaszcz;
Koledzy, stańcie w szeregu; Komendant jest na Wykusie!
Aby nad polskim lasem raz jeszcze objąć straż.

Krzysztof Kamil Baczyński – Pokolenie

Wiatr drzewa spienia. Ziemia dojrzała.
Kłosy brzuch ciężki w górę uniosą
i tylko chmury – palcom czy włosom
podobne – suną drapieżnie w mrok.
Ziemia owoców pełna po brzegi
kipi sytością jak wielka misa.
Tylko ze świerków na polu zwisa
Głowa obcięta strasząc jak krzyk.
Kwiaty to krople miodu – tryskają
ściśnięte ziemią, co tak nabrzmiała,
pod tym jak korzeń skręcone ciała,
żywcem wtłoczone pod ciemny strop.
Ogromne nieba suną z warkotem.
Ludzie w snach ciężkich jak w klatkach krzyczą.
Usta ściśnięte mamy, twarz wilczą,
czuwając w dzień, słuchając w noc.
Pod ziemią drążą strumyki – słychać –
krew tak nabiera w żyłach milczenia,
ciągną korzenie krew, z liści pada
rosa czerwona. I przestrzeń wzdycha.
Nas nauczono. Nie ma litości.
Po nocach śni się brat, który zginął,
Któremu oczy żywcem wykłuto,
Któremu kości kijem złamano;
I drąży ciężko bolesne dłuto,
Nadyma oczy jak bąble – krew.
Nas nauczono. Nie ma sumienia.
W jamach żyjemy strachem zaryci,
w grozie drążymy mroczne miłości,
Własne posągi – źli troglodyci.
Nas nauczono. Nie ma miłości.
Jakże nam jeszcze uciekać w mrok
przed żaglem nozdrzy węszących nas,
przed siecią wzdętą kijów i rąk,
kiedy nie wrócą matki ni dzieci
w pustego serca rozpruty strąk.

Nas nauczono. Trzeba zapomnieć,
Żeby nie umrzeć rojąc to wszystko.
Wstajemy nocą. Ciemno jest, ślisko.
Szukamy serca – bierzemy w rękę,
nasłuchujemy: wygaśnie męka,
ale zostanie kamień – tak – głaz.,

I tak staniemy na wozach, czołgach,
na samolotach, na rumowisku,
gdzie po nas wąż się ciszy przeczołga,
gdzie zimny potop omyje nas,
nie wiedząc: stoi czy płynie czas.
Jak obce miasta z głębin kopane,
popielejące ludzkie pokłady
na wznak leżące, stojące wzwyż,
nie wiedząc, czy my karty Iliady
rzeźbione ogniem w błyszczącym złocie,
czy nam postawią, z litości chociaż,
nad grobem krzyż.

Zbigniew Kabata „Bobo”- Dwa powroty

Pierwszy raz wróciłeś samolotem,
śmigieł warkotem, orlim lotem,
w poświacie księżycowej.
Przywiozłeś z sobą to co się stać miało
na drodze bojowej,
drodze krzyżowej,
na której nas wielu zostało.

Skoczyły z tobą z samolotu
przyszłych bitew sygnału,
noce męki, dni chwały,
Wykus i Lipno i Chotów.

I stało się to co się stać miało.
Przez lata zakrwawione,
przez lata umęczone
legendą powiało.

Lecz nie znalazła twa służba uznania.
Nagrodzono ją latami wygnania.

Drugi raz wróciłeś samolotem,
garstka prochu obcej ziemi wyrwana.
Służba dokończona, rzecz dokonana
tym drugim powrotem.
Przywiozłeś z sobą to co się już stało
na drodze bojowej,
drodze krzyżowej,
na której nas wielu zostało.

Czekały twego powrotu
sosny szumiące, wierzby płaczące,
żołnierskie serce gorące,
Wykus i Lipno i Chotów.

Wokół ciebie dziś krąg zamykamy,
leśni bracia, leśni żołnierze.
Komendancie Nurt – jesteś z nami.
Drugi raz nikt cię nam nie odbierze.